Właśnie czytasz
Nonsensowne wpisy, Recenzje, soliloquia

Planszówkowa recenzja – Descent: wędrówki w mroku

Dwie rzeczy.

Pierwsza:
Mój własny brak elegancji przesłonił cel publikacji pierwszego, jak i drugiego planszówkowego wpisu. Żałuję tego, bo chciałem powiedzieć, jak mi się zdaje, coś istotnego. Istotniejszego o tyle, że z zewnątrz. Taka analiza. Wydawało mi się, że po wpisie FGH atmosfera do tego dojrzała. Być może dojrzała, natomiast ja na pewno nie dojrzałem do dyskusji na ten temat w komentarzach.

Więc krótko i szczerze – przepraszam za brak elegancji oraz ostrość słów.

Druga:
Internetowy światek wielbicieli gier planszowych „pragnie” moich recenzji, aby przekonać się, czy ten buc faktycznie ma coś do powiedzenia, czy urwał się z choinki. Ulegam więc namowom, prośbom i groźbom, bo tej recenzji i tak nie wysłałbym do CzF ze względu na niewielkie stężenie tematyki fantastycznej. Komentować można pod wpisem. Na wszelkie zarzuty merytoryczne odpowiem (może nie od razu, bo poza blogiem mam życie, a blogerem wszak nie jestem, co można zweryfikować patrząc na częstotliwość publikowania notek przez lata istnienia tego internetowego przybytku), wszelkie pomyje, obelgi zniosę. Nie takie rzeczy w życiu mnie spotkały.

Zapraszam do lektury.

Uroki mroków

Jest ich kilku, a on jeden. Mają sprzeczne interesy oraz inne nastawienie. Kto jest dobry, a kto zły? Zależy z której strony się spojrzy. Ich bowiem nikt nie zapraszał, a z buciorami i żelastwem wprosili się sami. Jego zaś nikt nie chce i zdecydowana większość ma wątpliwości co do słuszności jego działań. Pewne jest jedno – poleje się krew, a zwycięstwo odniesie tylko jedna strona. Czy będą to Bohaterowie, czy Mroczny Władca? Można dowiedzieć się tego grając w drugą edycję Descent – Wędrowek w mroku.

descent

Wiele gier planszowych z różnych wydawnictw zasługuje na uwagę, ale bywają takie produkty, które na stałe znajdują sobie miejsce w panteonie najbardziej zasłużonych. Często niezależnie od wad, których nie zauważa się będąc pod wrażeniem zasług. Cóż, żadna gra nie jest idealna, aczkolwiek kilku niewiele brakuje. Co nie oznacza oczywiście, że nie mogłyby być lepsze. Właśnie dzięki takiemu myśleniu tworzone są kolejne edycje wpływowych hitów. Skutki takiego działania są dyskusyjne w części przypadków, ale bywa, że na takim działaniu korzystają wszyscy – od twórców, poprzez wydawców, wreszcie na graczach kończąc.

Taka sytuacja spotkała Descent, którego pierwsza edycja zawojowała zachodnie rynki gier planszowych. Udany mariaż gry RPG z grą planszową, epicki rozmach rozgrywki oraz ciekawa scenografia fantasy stanowiła wybuchową mieszankę. Choć mechanika uchodziła za nieco przekombinowaną, to jednak gracze docenili oferowane przez nią możliwości. Kluczem do sukcesu okazało się zaś powiązanie aspektu kooperacyjnego z rywalizacją. Jeden z graczy wcielał się w postać Mrocznego Władcy, by rządzić hordą potworów oraz utrudniać reszcie, prowadzącej Bohaterów, osiągnięcie ich osobistych celów, stojących w zdecydowanej sprzeczności z jego własnymi. Mapa zmieniała się wraz ze scenariuszami, które stanowiły zwarte opowieści. To nasuwa skojarzenia z papierowym RPG, jednak podstawową różnicą pomiędzy RPG a Descent jest brak instytucji Mistrza Gry (Mroczny Władca jest jednym z graczy, stojącym naprzeciw pozostałych). Sam fakt, że sesja RPG rozgrywa się przede wszystkim w wyobraźni uczestników, a tutaj mamy do czynienia z namacalną planszą, figurkami oraz mnogością pozostałych elementów, jest również nie bez znaczenia.

Pierwsza edycja obfitowała w dodatki i ewoluowała wraz z nimi, wprowadzając nowe rozwiązania, tryb kampanii, nowe postacie do wyboru, jeszcze ciekawsze potwory. Mimo to zdecydowano się na odświeżenie konwencji i przygotowanie kolejnej odsłony gry, tym razem kładąc nacisk na skrócenie czasu gry oraz uproszczenie zasad. Przy tym wszystkim należało zachować ducha poprzednika, tak aby zagorzali zwolennicy pierwszej wersji gry przesiedli się na następną. Głównym autorem został więc Corey Konieczka (znany w światku projektantów gier jako autor chociażby Battlestar Galactiki, czy Gears of War), co wróżyło dobrą przyszłość.

Druga edycja i tak robi piorunujące wrażenie pomimo jej znacznego odchudzenia w stosunku do pierwszej. Pudełko jest mniejsze, ale i tak spore. Ilość komponentów zatrważa, a ich jakość jest znakomita. To prawdziwy zestaw dla dużych chłopców – multum cudownych figurek, estetyczne znaczniki, świetnie dopasowujące się elementy planszy (można je łączyć praktycznie w dowolny sposób, również tworząc mieszane otoczenie – łączniki pomiędzy kafelkami pozwalają na umieszczenie tak zewnętrznych terenów, jak i lochów, czy innego typu pomieszczeń tuż obok siebie). Zaskakujące jest, jak to wszystko do siebie pasuje. Dla kogoś, kto nie widział na oczy pierwszej edycji, gra zda się ogromna. Dla weteranów uniwersum Descent druga odsłona ich ukochanej planszówki daje radę.

Mechanika została napisana na nowo, uproszczony został system walki, zmieniony system rozwoju postaci, wprowadzono podklasy Bohaterów. Jednak podstawowe założenia pozostały podobne. W grze jest ogrom możliwości taktycznych, a gracze mają mnóstwo rzeczy do roboty. Nie mogą pozostawać w miejscu, gdyż większość przygód z podstawowej gry toczy się w przerażająco szybkim tempie. Nie mogą unikać walki, bo zaleją ich znaczące siły Mrocznego Władcy, który dysponuje prawdziwym arsenałem środków zaradczych, począwszy od kart na ręce, które może zagrywać nawet poza swoją kolejką, do potworów pozostających na jego usługach. Nie mogą ze sobą nie współpracować, bo prawdziwa siła drużyny ujawnia się w kombinacjach z udziałem większej liczby postaci.

Mimo mnogości opcji, podstawy są proste. Do dyspozycji każdego Bohaterów są dwie akcje do wyboru z niezbyt obszernej listy. Można ruszać się, atakować, używać akcji specjalnych, wykorzystywać przedmioty, przeszukiwać. Dzięki punktom wyczerpania możliwe jest wykorzystywanie pewnych umiejętności, a nawet swoisty „bieg” do celu (jedną z najcenniejszych porad dla tych, którzy rozpoczynają swoją przygodę z grą, mogłoby być – działaj tak szybko, jak to tylko możliwe). Dostępne są heroiczne czyny, a wyposażenie postaci pozwala na zadawanie dodatkowych obrażeń, wykonywanie nietypowych ataków, leczenie oraz wiele innych, na które w tej recenzji nie starczy miejsca. Mroczny Władca zaś zagrywa z ręki karty oraz aktywuje grupy potworów, które posiadają charakterystyczne dla siebie cechy. Dodatkowo każdy scenariusz wprowadza zasady dodatkowe służące często tylko w tej określonej przygodzie (czy też tylko w danym spotkaniu).

Rozgrywka jest bardzo dynamiczna niezależnie od czasu trwania samej przygody. Bywają bowiem scenariusze premiujące grę krótką, szybką, pełną poświęceń oraz dłuższe, jeszcze bardziej kombinacyjne, nad którymi konieczne jest głębsze pochylenie się. Zapewnia to wiele emocji, tak dla Bohaterów, jak i Mrocznego Władcy. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie w większości przygód odmiennych celów dla grup graczy. Podczas, gdy Bohaterowie muszą rozpalić ogniska w jednym scenariuszu, Mroczny Władca realizuje coś całkiem odmiennego, atakując obecnych na planszy bohaterów niezależnych. Jedna strona musi więc za wszelką cenę szybko osiągnąć podstawowy cel misji, jednocześnie chroniąc innych przed krwiożerczymi siłami przeciwnika. To tylko wybrany przykład, gra jest pełna tego typu wyzwań. Należy przy tym zauważyć, że pomimo widocznej przewagi sił Mrocznego Władcy, Bohaterowie nie pozostają bez szans, o ile potrafią dobrze współpracować ze sobą, a czasem ryzykować. Prowadzi to do iście „filmowych” sytuacji, gdzie jeden z graczy poświęca się, zatrzymując jak najdłużej się da wrogów, aby reszta mogła bez większych przeszkód wykonać zadanie. Czasem należy się rozproszyć wbrew zdrowemu rozsądkowi, a innym razem jedyną możliwą opcją jest przemierzanie planszy zwartą grupą.

Walka jest w Descent elementem koniecznym, ale niekoniecznie wystarczającym. Samym toporem, czy magiczną lagą niewiele się zdziała, jeśli brak jest koncentracji na celu przygody. Zwykle drogę do celu należy sobie wyciąć, by móc iść po trupach, ale nawet największa krzepa nie przyda się, gdy trzeba otworzyć magiczne drzwi, uniknąć trucizny, etc. Czasem kusi, aby zstąpić z prowadzącej do końca ścieżki, aby zdobyć magiczny artefakt, ale jest to sytuacja wyjątkowo ryzykowna. Gracze więc wystawiani są tak na pokusy, jak i bombardowani przeciwnościami losu. Momentami wydaje się, że Descent można zaliczyć do heroic fantasy, bo ten dwugłowy potwór właśnie rozcięty został na pół jednym udanym atakiem, a innym razem Descent jest klasycznym przykładem dark fantasy, bo jeden krok dzieli graczy od sromotnej porażki.

Również rozgrywka Mrocznym Władcą daje mnóstwo satysfakcji, aczkolwiek jest z założenia inna. Tutaj aspekt kooperacji nie wchodzi już w grę. Priorytetem są tu umiejętności strategiczne. Mroczny wydaje rozkazy swoim siłom, ustawia je, wysyła do szarży, czasem ucieka. Musi być sprytny, bo choć posiada przeważające w liczbie siły, to zwykle słabszych niż gracze potworów. Musi brać pod uwagę nieprzewidywalny czynnik ludzki, z którym przyszło mu się zmierzyć, a także mieć trochę szczęścia (traf w tej grze jest naprawdę ślepy). Podobnie jak Bohaterowie, też musi być w kilku miejscach naraz oraz walczyć z czasem. Bywa, że ten gra na jego korzyść, ale również i na zgubę. Bo z upływem minut, ta barbarzyńska drużyna jest coraz bliżej, a nikt nie znosi intruzów.

Druga edycja jest świetną kontynuacją pierwszej. Odświeża konwencję, pozostając w jej ramach. Stosunek ceny do ilości oraz jakości elementów jest bardziej niż korzystny. Jedyną jej wadą jest, że nie daje pełni satysfakcji w trybie pojedynczej przygody. Nawet, jeśli wybrano jej epicki wariant. Prawdziwa magia zaczyna się w kampanii. Wtedy poczucie wspólnoty grupy jest silniejsze, łatwiej znaleźć optymalne kombinacje czynności, a wreszcie cele przygód przestają wydawać się nieco oderwane od samej rozgrywki. Układają się w zwartą, ciekawą całość. Jeśli ktoś nie boi się mnogości opcji i klimatu gier przygodowych, tudzież kooperacyjnych, Descent – wędrówki w mroku musi znaleźć się na jego stole.

About Emil Strzeszewski

Pisarz, redaktor, dziennikarz, social media nędza. Założyciel i były redaktor naczelny e‑zinu „Creatio Fantastica”. Publikował w „Magazynie Fantastycznym”, „Fantastyce - Wydaniu Specjalnym”, „Fantasy & Science Fiction” oraz w antologiach „City 1” i „Rok po końcu świata”. Finalista konkursu Uniwersytetu Jagiellońskiego na tekst literacko-naukowy „Futuronauta”. Debiutował książkowo w wydawnictwie Powergraph steampunkową powieścią „Ektenia”. Powieść „Ród” ukazała się nakładem Genius Creations we wrześniu 2014 roku.

Dyskusja

28 myśli w temacie “Planszówkowa recenzja – Descent: wędrówki w mroku

  1. O mój Boże, jakie wodolejstwo i jakie błędy interpunkcyjne, nie mogę tego czytać. Seplenisz, stary.

    Posted by Malutki_Kalmarek | 15 lutego, 2013, 1:08 pm
  2. Aby nie było, że stosuję się do zasady oko za oko; do recenzji podchodziłem w 100% neutralnie i nie nastawiałem się na wytykanie błędów, ale to, że może czegoś nauczę się od bardziej doświadczonej osoby.

    Brakowało mi dokładniejszego opisu zasad, aczkolwiek streściłeś zasadniczo model rozgrywki. No i mógłbym się przyczepić jedynie do stwierdzenia, że „mechanika może zostać napisana”. Bardziej pasuje słowo stworzona. Pisać można programy, a mechanikę się projektuje.

    Poza tym ok, ale za brak jakichkolwiek fotek masz siarczystego kopa między jądra.

    Posted by Mateusz Kiszło | 15 lutego, 2013, 1:18 pm
  3. OK, podszedłem na chłodno do tekstu, ale szczerze – dla mnie słabo.

    Tekst jest poprawny stylistycznie, gramatycznie itp, tylko co z tego, jeśli:
    * niemal nic nie dowiedziałem się na temat przygotowania gry, jak i tury gracza
    * brak rzetelnych informacji o stylach gry, możliwych taktykach itp (są tylko jakieś ogólniki)
    * brak zdjęć
    * brak podania ceny i wymienienia wszystkiego co znajdziemy w pudełku
    * potok słów zalewa kilka konkretów, przez co brak mi po lekturze wiedzy czy to gra kooperacyjna, czy każdy sobie rzepkę skrobie
    * zdecydowanie za długi i nic nie wnoszący wstęp
    * brak informacji komu gra się może spodobać a komu nie
    * brak informacji o losowości (lub jej braku) w trakcie rozgrywki
    * błąd w stwierdzeniu „mechanika może zostać napisana” – mechanika została przerobiona (zmodyfikowana), nie stworzona od zera. IMO to co pisał Mateusz Kiszło, mechanikę się buduje, nie pisze.
    * RPG to nie tylko gra w wyobraźni, bardzo często można stosować rekwizyty (mapy, księgi, dzienniki, plany miast, itp)

    Podsumowując. Recenzja bardziej wygląda jak recka książki a nie gry. Te dwa światy nie nakładają się na siebie. Jak na debiut pod kątem całokształtu – słabo.

    Posted by Artur "Vermin" Tojza | 15 lutego, 2013, 1:49 pm
    • Arturze, Matio! Dzięki za wnikliwą ocenę. Spieszę z kilkoma wyjaśnieniami. Od góry – Matio, racja z uwagą odnośnie „napisania mechaniki”. Moja nieścisłość. Arturze, kilka odpowiedzi zbiorczo, kilka oddzielnie:

      1. Uwagi „* niemal nic nie dowiedziałem się na temat przygotowania gry, jak i tury gracza
      * brak rzetelnych informacji o stylach gry, możliwych taktykach itp (są tylko jakieś ogólniki)
      * brak podania ceny i wymienienia wszystkiego co znajdziemy w pudełku”
      Nie dowiedziałeś się na podane tematy nic, bo to recenzja, nie tutorial, omówienie zawartości pudełka. To, co się w pudełku znajduje zawsze można znaleźć w opisie produktu przed jego zakupieniem. Brak ceny być może jest faktycznie błędem, natomiast powiedziałem o stosunku ceny do zawartości i jakości. O taktykach gry można dowiedzieć się z gameplayów. To nie jest rola recenzji.

      2. „* potok słów zalewa kilka konkretów, przez co brak mi po lekturze wiedzy czy to gra kooperacyjna, czy każdy sobie rzepkę skrobie”
      Cytat z recenzji: „W grze jest ogrom możliwości taktycznych, a gracze mają mnóstwo rzeczy do roboty. Nie mogą pozostawać w miejscu, gdyż większość przygód z podstawowej gry toczy się w przerażająco szybkim tempie. Nie mogą unikać walki, bo zaleją ich znaczące siły Mrocznego Władcy, który dysponuje prawdziwym arsenałem środków zaradczych, począwszy od kart na ręce, które może zagrywać nawet poza swoją kolejką, do potworów pozostających na jego usługach. Nie mogą ze sobą nie współpracować, bo prawdziwa siła drużyny ujawnia się w kombinacjach z udziałem większej liczby postaci” oraz „Bohaterowie nie pozostają bez szans, o ile potrafią dobrze współpracować ze sobą, a czasem ryzykować. Prowadzi to do iście “filmowych” sytuacji, gdzie jeden z graczy poświęca się, zatrzymując jak najdłużej się da wrogów, aby reszta mogła bez większych przeszkód wykonać zadanie. Czasem należy się rozproszyć wbrew zdrowemu rozsądkowi, a innym razem jedyną możliwą opcją jest przemierzanie planszy zwartą grupą” i „Jeśli ktoś nie boi się mnogości opcji i klimatu gier przygodowych, tudzież kooperacyjnych, Descent – wędrówki w mroku musi znaleźć się na jego stole.”. Czyli wspomniane trzy razy.

      3. „* zdecydowanie za długi i nic nie wnoszący wstęp
      * brak informacji komu gra się może spodobać a komu nie”
      Przyjąłem, rozumiem, dziękuję :)

      4. * brak informacji o losowości (lub jej braku) w trakcie rozgrywki i cytat z recenzji „Mroczny wydaje rozkazy swoim siłom, ustawia je, wysyła do szarży, czasem ucieka. Musi być sprytny, bo choć posiada przeważające w liczbie siły, to zwykle słabszych niż gracze potworów. Musi brać pod uwagę nieprzewidywalny czynnik ludzki, z którym przyszło mu się zmierzyć, a także mieć trochę szczęścia (traf w tej grze jest naprawdę ślepy)”. Czyli jest, choć faktycznie być może za mało.

      5. „* RPG to nie tylko gra w wyobraźni, bardzo często można stosować rekwizyty (mapy, księgi, dzienniki, plany miast, itp)” i cytat z recenzji „Sam fakt, że sesja RPG rozgrywa się przede wszystkim w wyobraźni uczestników, a tutaj mamy do czynienia z namacalną planszą, figurkami oraz mnogością pozostałych elementów, jest również nie bez znaczenia”. Szczególnie owo „przede wszystkim”.

      Bardzo dziękuję za uwagi. Niestety w swoich recenzjach nie będę umieszczał skrótów zasad oraz taktyk, a także zawartości pudełka. To mija się z celem recenzji, która (jak mnie uczono i z czym się zgadzam) polega na zaopiniowaniu samego produktu. Fakt, większość recenzji gier planszowych, jakie widziałem, posiada takie wyszczególnienie. Dla mnie jest ono zbędne, aczkolwiek sądzę, że ideałem byłoby stworzenie oddzielnie recenzji i tutoriala. Wtedy wszyscy byliby szczęśliwi.

      Posted by Emil Strzeszewski | 15 lutego, 2013, 2:06 pm
  4. A mi się podoba. Nic specjalnego, na pewno nie ma czego szukać w tej recenzji osoba, która grała już w kilka tytułów i zaczyna wyrabiać sobie gust. Taki opis jest jednak wystarczający dla tych, którzy dopiero poznają świat planszówek. Może zainteresować zupełnego laika, który później kupi Descenta albo poczyta więcej i znajdzie bardziej pasującą grę. Jeśli Emil będzie prowadzić małą rubrykę w niespecjalistycznym piśmie to to chyba słuszna droga. Gracze raczej nie będą zainteresowani jego kolejnymi opiniami, trudno też porównywać go z innymi recenzentami.

    Posted by Sfs | 15 lutego, 2013, 2:04 pm
    • Cenny komentarz! Dziękuję. Pisałem tę recenzję tak, jakbym pisał dla Czasu Fantastyki, które nie jest pismem specjalistycznym. Gdyby to było gdzie indziej, w jakiejś specjalistycznej stronie dajmy na to – prawdopodobnie byłoby więcej w temacie i krótszy wstęp, natomiast zasadniczo wyglądałoby to podobnie.

      Posted by Emil Strzeszewski | 15 lutego, 2013, 2:09 pm
      • Brak opisu wykorzystanych mechanik, elementów gry itd. jest zrozumiały, ponieważ potencjalny czytelnik i tak nie ma o tym większego pojęcia. Po zagraniu w kilka gier nabywa się tę podstawową wiedzę, więc takie recenzje mają sens tylko dla bardzo początkujących. Większość recenzji w polskim internecie jest adresowana dla odrobinę bardziej świadomego konsumenta. Zasady gry czy zawartość pudełka to obiektywne informacje, które jednak powinny znaleźć się w grze. Trudno w recenzji filmu pominąć gatunek do jakiego należy, czy nie wymienić odtwórców choćby głównych ról. Oczywiście nie znaczy to, że ma to być sucha wyliczanka, bo przecież recenzent dąży do przedstawienia opinii na ten temat. To właśnie reguły gry są poddawane krytyce w bardziej fachowej recenzji.

        Posted by Sfs | 15 lutego, 2013, 2:31 pm
  5. Do kogo jest skierowana ta recenzja? Do osób nieznających Descenta? Chyba nie, bo niewiele się o grze dowiedzą. Do tych już znających? Ci nie dowiedzą się absolutnie niczego, czego już by nie wiedzieli.

    Pozwolę sobie skorzystać z check-listy, którą autor sam stworzył w jednym z wcześniejszych wpisów, a dotyczącej informacji o grze, które czytelnik powinien znaleźć w recenzji:
    1) Czy była emocjonująca? – znalazłam jedno zdanie stwierdzające, że tak
    2) Czy jest regrywalna, czy liniowa? – brak informacji
    3) Czy angażuje jednego, czy kilku graczy jednocześnie? – brak informacji, ale ponieważ znam grę, to powiedzmy, że jestem w stanie to ocenić po przytoczonym schemacie rozgrywki (osoba nieznająca gry, raczej nie doszuka się tej informacji)
    4) Czy jest dynamiczna? – ok, to wyczytałam
    5) Czy zawiera elementy negatywnej/pozytywnej interakcji? – negatywna interakcja na linii gracze — mroczny władca jest jasna, a co z interakcją między graczami?
    6) Czy jej zasady są jasne? – brak informacji
    7) Czy łatwo się jej nauczyć? Czy może trudno, ale za to warto? – brak informacji
    8) Do czego można ją porównać? – porównanie do pierwszej edycji Descent to jakby zdecydowanie za mało
    9) Jaki jest jej wkład? – tego punktu za bardzo nie rozumiem, więc pozwolę sobie pominąć

    Podsumowując w powyższej recenzji uwzględniłeś jedynie 2 punkty z 9, które sam zdefiniowałeś.

    Posted by Ela | 15 lutego, 2013, 2:27 pm
  6. Zdecydowanie brakuje opisu zawartości pudełka. Oczywiście nie musi to być opis bardzo szczegółowy, nie trzeba wymieniać każdego elementu. Wydaje mi się jednak, że warto napomknąć chociaż o figurkach oraz jakości ich wykonania, o planszy składanej z kafelków oraz dwóch podręcznikach, jednym z zasadami i drugim z przygodami. Osobiście wiem jak ta gra wygląda, jednak jako osoba stykająca się z nią po raz pierwszy przy okazji tej recenzji, ciężko byłoby mi zrozumieć o co w niej chodzi. Zdjęcia mogłyby być tutaj także bardzo pomocne.

    Zabrakło mi również jakiejkolwiek oceny gry, podsumowania, wypunktowania plusów i minusów oraz wymienienia co się autorowi recenzji w grze podobało, co się nie podobało i z jakich powodów. Ludzie lubią także oceny w formie gwiazdek np. w skali od 1 do 5. Wiem, że to banalne, ale łatwo przemawia do wyobraźni. Mam wrażenie, że to bardziej opis gry, nie jej recenzja.

    Mimo wszystko gratuluję ciekawego tekstu i z chęcią przeczytam kolejny.

    Posted by SmaugP | 15 lutego, 2013, 2:41 pm
  7. Miałem się nie odezwać słowem, po tym jaką bufonadę serwowałeś przez ostatnie dni, no ale widzę zmianę tonu, więc nie będę pamiętliwy (twój tekst uderzał poniekąd także we mnie).

    Dla mnie sporo tu stwierdzeń błędnych lub co najmniej polemicznych (nie chce mi się wypunktowywać, żeby całkiem gołosłownym nie być: nawiązanie do dark fantasy jak kulą w płot, kontrowersyjne definiowanie erpegów – przeczytaj sobie kilka oficjalnych przygód do D&D4.0 i powiedz w jakim stopniu bardziej ta gra dzieje się w wyobraźni graczy niż Descent).

    Wystrzegasz się jak ognia pisania o przebiegu gry, bo to dla ciebie równoznaczne z przepisywaniem reguł. Osiągnąłeś przez to efekt, którego się obawiałem: recka jest przegadana i nie daje obrazu gry. IMHO.

    Tekst mało krytyczny, jedyna wskazana wada produktu to tak naprawdę żadna wada, nie mamy porównań do produktów konkurencyjnych i wskazania na elementy, w których Descent wypadł gorzej. Moim zdaniem nietrudno znaleźć takie. Skoro już wspominasz kilkakroć o pierwszej edycji, szkoda że przemilczałeś zmiany, które w oczach wielu fanów 1ed są nie do przyjęcia. A sorry, o regułach nie piszemy przecież (tylko kurde czemu?!).

    Poza tym, skoro „prawdziwa magia zaczyna się w kampanii”, szkoda że w recenzji są na jej temat zaledwie dwa zdania w ostatnim akapicie.

    Ogólnie recka jak recka, nie zapowiada się byś został moim ulubionym autorem, ale nie wykluczone że usatysfakcjonowanych czytelników znajdziesz.

    Posted by ajfel | 15 lutego, 2013, 3:07 pm
  8. Ale przecież on się wystrzega pisania, bo pewnie nie grał w Descenta ;)

    Posted by Malutki_Kalmarek | 15 lutego, 2013, 3:09 pm
  9. OK dodam swoje na koniec.

    Emilu, totalnie mylisz pojęcie „tutorial” z „solucją”. Tutorial to opis podstawowych mechanizmów gry, opis przebiegu tury i oczywiście przygotowania gry. Solucja, to opis przejścia gry. To OSTRA różnica.

    Twoja „recenzja” (cudzysłów użyty celowo) nie zawiera wielu wymaganych elementów, o których wspomniałem. To tak jakbyś napisał recenzję filmu nie pisząc nic o scenografii, kostiumach, bez porównania do innych pokrewnych produkcji, BA! nawet pominąłbyś gatunek i odbiorcę docelowego. W efekcie twój tekst to opinia i nic poza tym.

    Bo w sumie do kogo kierujesz ten tekst?
    Jeśli do laika – to nic nie skuma, bo nie opisałeś jak gra działa, bardzo pobieżnie zaznaczyłeś o czym jest gra, nie podałeś ceny wydawcy, ani co faktycznie jest w pudełku. Słowem laik nie wyniósł żadnych mu potrzebnych informacji.
    Jeśli do graczy nie znających gry – to tym bardziej powinieneś podać zarys mechaniki, napisać o losowości (lub jej braku), podać grupy docelowe, czas gry, poziom skalowalności rozgrywki i scenariuszy, opisać jakość komponentów itp. Bez tego nie mają oni żadnych fachowych informacji o grze.
    Jeśli kierowałeś do osób znających grę – tu trafiłeś, bo mogą oni porównać twoją opinię z swoją, jednak nadal tekst pozostaje wtedy opinią. Poza tym jeśli ktoś grał źle to z tego tekstu się o tym nie dowie, bo nie napisałeś nic o czytelności instrukcji.

    Reasumując. Tekst jest słaby bo nic nie wnosi. Laik nie pozna gry i się nią nie zainteresuje, wydawca nie ma tutaj żadnej powierzchni reklamowej, gracz nie dowie się totalnie nic o grze w sferze jakość/cena/mechanika/losowość/instrukcja/skalowalność/balans, a osoby znające grę przeczytają rozwlekłą opinię, z którą jeśli zechcą mogą się zgodzić.

    Po tym tekście i swej argumentacji w komentarzach przekonałeś mnie do następującego stwierdzenia:
    Nie masz cienia pojęcia JAK pisać recenzje gier (jakichkolwiek), sam łamiesz własne wymagania względem recenzji (czytaj koment Eli), mylisz pojęcia (tutorial, recenzja, opinia, itp), bije od ciebie próżnością (formy wypowiedzi, lanie wody w tekstach).

    Moja rada, jako osoby mającej na koncie kilkaset recek, poznaj temat, naucz się terminologii, tej poprawnej a nie pseudo naukowej i zacznij pisać recenzje lub pozostań przy swoich opiniach gier. Bo na razie to recenzją nie jest.

    Posted by Artur "Vermin" Tojza | 15 lutego, 2013, 3:10 pm
  10. Krótko do wszystkich wymieniających parę wspólnych elementów – zdjęcia by się przydały, fakt. Nie mam aparatu, oprócz tego w komórce (czyli tak, jakbym nie miał). No i nie umiem robić zdjęć.

    O jakości elementów jest w recenzji. Wymieniać owych elementów dalej nie zamierzam, nie przekonuje mnie fakt, że tak się robi w światku recenzenckim. Takie informacje są dostępne w opisie gry, w notce od wydawców, publikowanych w notkach o produktach na stronach sklepów.

    Elu – punkty 1 oraz 3-8 wszystkie są w recenzji. Część wynika z tekstu, choć nie jest koniecznie napisana wprost (że zasady jasne – mowa o tym w podstawowych elementach rozgrywki, wybór akcji przez graczy, etc.; czasem trzeba się wczytać). Nie umieściłem punktu drugiego i dziewiątego, faktycznie.

    Z Ajfla wpisem w całości się zgadzam. Zadałeś jedno pytanie – dlaczego nie pisać o regułach? Odpowiem pytaniem: a po co pisać, skoro nie jest potrzebne ich przytaczanie do zrozumienia podstawowego kształtu rozgrywki? Która zasada w Descencie jest tak istotna, że powoduje, iż cytowany teraz opis jest nieadekwatny „Mimo mnogości opcji, podstawy są proste. Do dyspozycji każdego Bohaterów są dwie akcje do wyboru z niezbyt obszernej listy. Można ruszać się, atakować, używać akcji specjalnych, wykorzystywać przedmioty, przeszukiwać. Dzięki punktom wyczerpania możliwe jest wykorzystywanie pewnych umiejętności, a nawet swoisty “bieg” do celu (jedną z najcenniejszych porad dla tych, którzy rozpoczynają swoją przygodę z grą, mogłoby być – działaj tak szybko, jak to tylko możliwe). Dostępne są heroiczne czyny, a wyposażenie postaci pozwala na zadawanie dodatkowych obrażeń, wykonywanie nietypowych ataków, leczenie oraz wiele innych, na które w tej recenzji nie starczy miejsca. Mroczny Władca zaś zagrywa z ręki karty oraz aktywuje grupy potworów, które posiadają charakterystyczne dla siebie cechy. Dodatkowo każdy scenariusz wprowadza zasady dodatkowe służące często tylko w tej określonej przygodzie (czy też tylko w danym spotkaniu)”?

    Natomiast mógłbym się skusić na opisanie pewnych zasad, gdyby to było konieczne dla samej recenzji. Tak jak czasami konieczne jest nakreślenie pewnej sytuacji w recenzowanej książce, aby wysnuć kilka ciekawych wniosków na temat fabuły.

    W innym przypadku jest to zbędne. Mam wrażenie, że światek wielbicieli gier planszowych chciałby widzieć recenzje gier planszowych jako coś odrębnego. Jako coś, co powinno pisać się inaczej. Uważam, iż to błędne podejście. Gdy chcę się dowiedzieć czegoś o rozgrywce, czytam instrukcję, nie recenzję. Recenzję czytam, aby poznać opinię recenzenta na temat gry.

    Arturze – nie w każdej recenzji filmu wspomina się o kostiumach. Często pewne rzeczy są pomijane, jeśli nie stanowią istotnych rzeczy dla tekstu, a i dla samego tworu. Utwory dogłębnie analizuje się nie w recenzjach. W recenzjach nie udziela się rad taktycznych, etc.

    Pozwolę sobie w tym momencie na odejście od tematu w dygresję. Wydaje mi się, że w związku z moimi komentarzami i tym, jak je odebrano, nie zostanie mi teraz przyznana jakakolwiek racja. Pominę fakt, że w różnych zakątkach Internetu jedzie się po mnie o wiele mniej kulturalnie (mówiąc lekko, ja bym nazwał to wprost, ale znowu usłyszałbym oskarżenie o bucówie mimo, że w tym danym wypadku nie ja bym ją uprawiał). Nie przeszkadza mi to. Nawet fakt, że ja przeprosiłem za brak elegancji, a mnie nie przeproszono (a to zdanie zaraz pewnie zostanie znowu zrozumiane, że uprawiam bucówę – niesłusznie, ale nie mam nad tym kontroli).

    Posted by Emil Strzeszewski | 15 lutego, 2013, 4:23 pm
    • Problem w tym, że istotne z punktu czytelnika elementy są albo nieobecne, albo niewystarczająco opisane. Co mi z tego, że napisałeś, że to gra z elementem kooperacji, bo bohaterowie walczą przeciw mrocznemu władcy? Mnie, jako gracza już trochę ogranego, interesują trochę bardziej szczegółowe elementy: czy tury graczy następują jedna po drugiej (jak w Pandemiku) co powoduje większy down time, czy może się przeplatają (jak w Descencie właśnie)? czy jest to pełna kooperacja, czy może jednak na koniec wyłania się jednego bardziej-zwycięzcę (jak w Mage Knight, gdzie rywalizujemy o sławę)? czy bohaterowie mogą ingerować w siebie nawzajem (np. tutaj mogą się nawzajem leczyć)? czy występuje element zdrajcy? A to tylko moje wątpliwości dotyczące tego jednego aspektu. Gdybyś przytoczył przebieg rozgrywki, mogłabym sama to ocenić. Skoro nie chcesz tego robić, to wypada omówić temat trochę szerzej.

      Piszesz, że zasady są jasne. Fajnie, ale jeśli tekst będzie czytał kompletny laik, to może warto wspomnieć, że te jasne zasady są opisane na 20 stronach instrukcji? Jeśli ktoś zna Scrabble, Monopoly i Wsiąść do pociągu, to wierz mi, będzie naprawdę zaskoczony skomplikowaniem zasad w tym przypadku. IMO zasady Descenta są dobrze napisane, ale jednak nie bardzo proste. A skoro już o początkujących mowa, to może warto ich uprzedzić, że kampania, którą tak polecasz, trwa ponad 20h i warto mieć do jej rozegrania stałą grupę współgraczy? To dla wielu będzie poważna wada tej gry.

      Zgadzam się co do tego, że opisywanie pełnych zasad w recenzji jest zbędne. Jednak bez przytoczenia choćby podstawowych mechanizmów recenzja jest zupełnie niezrozumiała dla osób, które nie miały z grą styczności (również tych obytych z planszówkami), a to jest chyba główna grupa odbiorców tej formy literackiej. Recenzja planszówki ciągle może być recenzją, zgodną z wymogami tego gatunki, ale jednak pewne charakterystyczne cechy produktu należałoby uwzględnić, aby mogła być ona pomocna dla czytelnika.

      Dodam jeszcze, że sama zapisałam sobie Twoją check listę (podobnie jak postulaty Adama), żeby każdą własną recenzję sprawdzać przed publikacją, czy na pewno zawiera wymienione elementy i czy są one wystarczająco jasno opisane. W powyższej recenzji niestety nie są. Wielka szkoda, bo styl masz dobry i gdyby tylko w recenzji pojawiło się więcej konkretów, a mniej kwiecistych opisów, to na pewno zyskałbyś wielu czytelników.

      Posted by Ela | 15 lutego, 2013, 4:49 pm
      • Bardzo dziękuję, Elu, za szczegółowe wyjaśnienia. Teraz rozumiem o co Ci chodziło i mogę przyznać Ci rację w każdym punkcie. Jestem wdzięczny za takową ocenę i będę zwracał uwagi na te aspekty.

        Posted by Emil Strzeszewski | 15 lutego, 2013, 5:13 pm
  11. @Rheged: „Mam wrażenie, że światek wielbicieli gier planszowych chciałby widzieć recenzje gier planszowych jako coś odrębnego.”

    Ponieważ recenzja jako gatunek publicystyczny ma funkcję przede wszystkim utylitarną, powinna być napisana tak, jak chcą ją czytać – w tym przypadku – gracze. Jeśli koniecznie chcesz pisać po swojemu, ślepy na wymagania czytelników, to może od razu stań sobie w jednym rzędzie z tymi krytykami literackimi, którzy czytają tylko siebie nawzajem? Obawiam się jeno, że w świecie gier planszowych są oni grupą o słabej reprezentacji i chyba będziesz musiał te recenzje czytać sobie sam, wieczorem do poduszki….

    Publicystyka to jednak nie metafizyka, Rhegedzie. W sensie, ona się jednak zmienia. Na pohybel definicjom!

    Posted by Trolliszcze | 15 lutego, 2013, 4:39 pm
    • Ha! Tak czekałem, aż w końcu przybędziesz :)
      Racja z targetowaniem. Argument koronny, nie do przebicia. Zauważ też, że do kilku rzeczy w komentarzach już dałem się przekonać (Ela pięknie wyszczególniła wszystkie zarzuty, nie pozostało mi się nie zgodzić).

      Posted by Emil Strzeszewski | 15 lutego, 2013, 5:15 pm
  12. Hej Emilu. Fajnie, że odpuściłeś i przetrawiłeś niektóre sprawy. Zresztą mam to samo prawdę mówiąc (głównie jeśli chodzi o opisanie sprawy Wookiego – teraz pewnie bym tego nie zrobił). Ale cóż uczymy się całe życie.

    Co do tekstu to przeczytałem dwukrotnie i myślę, że to świetny przykład jak uczyć się od siebie wzajemnie. Masz coś czego brakuje wielu recenzentom – łatwość płynnego pisania. Brakuje Ci ich wiedzy merytorycznej, ogrania itp. Bardzo bym chciał zobaczyć tekst niektórych recenzentów gier (z ich wiedzą) napisany takim językiem.

    Co do treści to mocno ją rozwodniłeś. Piszesz o wielu rzeczach ale częstokroć gdzieś między zdaniami zamiast wprost. Niby jest o losowości, elementach itp. ale wszystko trochę porozrzucane w tekście i często tylko zasygnalizowane. Zdaje mi się, że o niektórych sprawach można napisać trochę więcej i bardziej bezpośrednio. Co do samych zasad gry to w mojej opinii przegiąłeś w drugą stronę. Fajnie jest czytać o mechanice – to bardzo ważna część gry (rzekłbym, że kluczowa;p). Oczywiście dopóki nie jest to streszczenie przebiegu rozgrywki. Natomiast wskazanie niektórych elementów i opinia na temat tego czy działają byłaby bardzo pożądana.

    Zabrakło mi też jasnego opisania zasad działania kooperacji. Znów nie chodzi mi o streszczenie tylko o to, że ciężko się domyślić jak działają te indywidualne cele. Czy wygrywają wszyscy (jeśli strona dobra) czy tylko jeden z graczy?

    Kolejna sprawa to instrukcja. Lubię przeczytać kilka zdań o tym jak jest napisana. Czy wyjaśnia wszystkie zawiłości, jest zrozumiała i przystępna. Mamy instrukcje, które są majstersztykiem w tym wypadku (Vlaada Chvatil w Galaxy Truckerze czy Władcach Podziemi) mamy też takie, które czyta się gorzej niż teksty niektórych filozofów postmodernizmu (niech piekło pochłonie sposób pisania Derridy;p)

    Jeśli chodzi o wyszczególnienie elementów to myślę, że sieć pozwala na łatwe załatwienie tej sprawy. Wystarczy gdzieś obok recki dodać listę elementów i cenę (albo jakiegoś pop-up’a). Nie zmusza to do przebijania się przez całość i nie „psuje” struktury tekstu, a dla wielu będzie szybkim sposobem sprawdzenia istotnej informacji. Wilk syty i owca cała.

    Następna kwestia to odniesienie się do innych „dzieł”. Tego zabrakło ewidentnie. W pewien sposób ten postulat wypełniłeś pisząc o RPG’ach ale jednak bardziej pasowałoby odwołanie się do gier planszowych, bo to jednak różne rodzaje rozrywki.

    Ostatnia rzecz to jakaś końcowa opinia. I nie chodzi mi tutaj o punktową ocenę – niektórzy ją lubią inni nie (chociaż może warto dodać możliwość oceniania przez czytelników – nawet jeśli recenzent nie chce liczbowo wyrażać swojego zdania). Ale wracając do rozpoczętego wątku. Na koniec takiej recenzji chciałbym przeczytać czy gra się podobała i dlaczego (to ostatnie jest kluczowe) – tutaj znów jest to bardzo rozrzucone po tekście. Podsumowanie niby jest ale bardzo krótkie. Tutaj przydałoby się trochę terminologii (albo przynajmniej opisowego odniesienia się do niej). Napisanie o tym, że gra się nie nudzi i można grać w nią wielokrotnie bez powiewu nudy zamiast pisać o tym, że jest bardzo regrywalna.

    Generalnie myślę, że jak wejdziesz w temat planszówek mocniej to możesz tworzyć bardzo ciekawe rzeczy. Być może ta recenzja i pokora, która u Ciebie się pojawiła dają szansę wierzyć, że cała dyskusja nie poszła na marne. Mimo jadu, przegięcia i bezsensowności jej niektórych etapów. Wiem, że wielu recenzentów podeszło ze sporym dystansem do mojego tekstu i dyskusji, którą wywołał. Nawet jak ktoś się z tym czy z tamtym nie zgadzał to sądzę, że wyciągnęli z tego coś dla siebie. Zresztą ja z wielu opinii również. W efekcie mimo tego co napisał Żucho, że to nijak nie zmieni poziomu recenzji czy ogólnie dyskusji w planszówkowym światku, ja chyba w tej kwestii pozostanę naiwny i pełen wiary w nasze środowisko.

    Posted by Adam Kwapiński | 15 lutego, 2013, 6:38 pm
    • Ochłodzenie atmosfery się przydało, w końcu zaczęła się merytoryczna dyskusja. Głupio wyskoczyłem z komentarzami i całość wyszła jak wyszła. Przeprosiłem, kto chciał, ten wziął to za dobrą monetę. Dodatkowym plusem jest merytoryczna dyskusja pod tą recenzją. Ja coś innego pokazałem, może ktoś z kilku rzeczy skorzysta. Ja na pewno kilka porad wezmę dla siebie. O to mi chodziło. Cieszę się, że również i Ty dzielisz się własnymi spostrzeżeniami. To nie jest też tak, że ja tą checklistę zrobiłem jako coś ustalonego z góry i trwałego. To po prostu moja propozycja. Jeśli dana recenzja jakiegoś produktu wymaga nieco odmiennego podejścia, należy z kilku punktów zapewne zrezygnować. Recenzent sam wie, co z tym zrobić.

      Jeszcze raz dzięki i do przeczytania, bo wierzę, że jeszcze się nie raz przeczytamy. Nie mam zamiaru pisać o planszówkach gdzie indziej, niż do Czasu, a to wymaga pewnej akrobatyki recenzenckiej. Mam nadzieję podołać zadaniu. Może będzie to dobre, może niekoniecznie. Na pewno będzie nieco odmienne, niż to, co mamy teraz.

      Posted by Emil Strzeszewski | 15 lutego, 2013, 8:57 pm
  13. Wszystko fajnie, póki będziesz pisał tylko o grach przygodowych (względnie AT), gdzie mechanika jest drugorzędna w stosunku do klimatu a grę można opisać bez słowa o regułach, oraz dla laików, którzy i tak by się pogubili w odniesieniach do innych gier i planszówkowej terminologii. Niestety,, podejście to się absolutnie nie sprawdzi przy recenzjowaniu euro, gdzie mechanika to 90% gry, oraz dla graczy trochę bardziej doświadczonych, którzy pragną dowiedzieć się, czy gra zawiera lubiane bądź nielubiane przez nich rozwiązania. Nie mówiąc o tym, że znacznie większe wtedy są wymagania wobec recenzenta, gdyż gra z luźnej zabawy staje się pojedynkiem umysłów i oparcie się na czyjejś opinii wymaga sporego kredytu zaufania przy wydatku nieraz kilkuset złotowym, że gra nie okaże się niezbalansowana lub powtarzalna na skutek wystąpienia dominującej strategii, vide przypadek niesławnych Kilklu Akrów Śniegu.

    Recenzja to nie tylko opinia, to przede wszystkim dostarczenie informacji potrzebnych czytelnikowi do wyrobienia sobie własnej opinii – tutaj tego brakuje i bez banalnego, najwyraźniej poniżej Twoich umiejętności, przytaczania faktów dotyczących mechaniki oraz wykonania (kluczowej kwestii dla zdecydowanej większości graczy) będzie to niemożliwe.

    Życzę więc szczęścia w pisaniu dla casuali na łamach Czasu Fantastyki, może oni docenią Twój styl i kogoś zachęcisz do spróbowania czegoś dla nich nowego. Do graczy wdrożonych już w to hobby bez zmiany paradygmatu nie trafisz.

    Posted by schizoferret | 15 lutego, 2013, 9:55 pm
  14. Emilu, myślę, że jak na rzetelnego recenzenta przystało powinieneś poznać kilka nowoczesnych gier o różnorodnych mechanikach. Być może pozwoli to przychylniejszym okiem spojrzeć na recenzentów, na których temat tak ostro się wypowiadałeś. Czy na pewno grałeś w tytuły, których recenzje tak źle słabo oceniasz?
    Ja ze swojej strony polecę kilka uznanych przez znawców tematu jak i zwykłych graczy gier. Wszystkie zostały wydane w języku polskim i powinny być dostępne w sprzedaży, reprezentują różne gatunki:
    Caylus
    Twilight Struggle: Zimna Wojna 1945-1989
    Dixit
    Na chwałę Rzymu
    Cyklady

    Posted by sfs | 15 lutego, 2013, 10:10 pm
  15. Szanowny Panie Strzeszewski, jako człek posiadający życie prywatne, niestety nie zdążyłem rozliczyć Pana za zgodność Pańskiej recenzji ze standardami, któreś Pan tak górnolotnie wyznaczył. Na szczęście, zdążyli to za mnie poczynić inni. Nie myliłem się, jak widzę. Z punktu widzenia czytelnika Pańska recenzja jest raczej mierna, a wypada tym bardziej blado w kontekście (że posłużę się nieco przerobionym cytatem) buceriady, którą żeś Pan uprawiał przez ostatnie kilka dni – i to nie tylko w komentarzach, jak próbujesz Pan przekonywać. Zatem, nie mając już nic do dodania w kwestii recenzji, pragnąłbym odnieść się nieco do formy Pańskich wypowiedzi.

    Zacznijmy od spraw podstawowych. Gdybym wypisał gdzieś (na ścianie w toalecie lub na blogu – różnica, jak rozumiem, niewielka), że wszyscy filozofowie z UWM to dyletanci, którzy nic o sztuce pisania o filozofii nie wiedzą, niewątpliwie zrobiłbym z siebie pośmiewisko. Gdybym dodatkowo swe poglądy wyraził z równą Pańskiej wyższością i poparł równie słabo, to w pełni zasłużyłbym, byś mnie Pan wyzwał od buców właśnie, a może i cymbałów (niekoniecznie nawet brzmiących) czy zwyczajnie osłów. Nieważne przy tym w jak wyszukane słowa ubrałbym swój popis braku taktu i pełni ignorancji – na krytykę, a wręcz solidne obruganie zasłużyłbym sobie jednako.

    Cieszę się jednak, żeś Pan w swej wielkości dość światły, by przyznać się do błędów. Deklaracja chęci pobierania nauk też wróży nieźle na przyszłość. Jedynego zgrzytu upatruję w nieprzemijającej chęci uczenia czegoś innych recenzentów. Możliwe, że kiedyś będzie ich mógł Pan czegoś nauczyć, póki co jednak, wykaż się Pan czymś, by nie wychodzić na bufona. Wiem, że trudno zejść z piedestału, gdy człek myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Nieprzyjemność tego uczucia jest mi znana, bo sam kiedyś z takiego piedestału złaziłem (choć przyznam, byłem wtedy dużo młodszy niż teraz i sporo młodszy niźli Szanowny Pan obecnie – ale tempo zdobywania życiowych doświadczeń przecież nie jest dla wszystkich takie samo).

    Nie będą Panu dawał rad, jak pisać recenzje. Tego – jak to słusznie zauważono – nauczy Pana „rynek”. Pozwolę sobie jednak poradzić w innej kwestii – w kwestii postępowania z ludźmi. By ktoś uznał, że jesteś Pan od niego w czymś lepszym (a więc i posiadasz Pan prawo pouczać go i patrzeć nań z góry) musisz Pan pierwej udowodnić, że zaiste tak jest. Jest to warunek konieczny, choć nie zawsze wystarczający – o przykłady bezzasadnego poczucia wyższości dziś zatrważająco łatwo. Pisanie dla papierowego czasopisma nie czyni Pana lepszym od blogerów. Chwalenie się na każdym kroku dokonaniami zawodowymi nie czyni Pana lepszym. Napomykanie o tym, że masz Pan zbyt bogate życie na pisanie jedynie o planszówkach takoż nie czyni Pana lepszym (a tak po prawdzie to czyni Pana nieco gorszym, bo ludzie w istocie zapracowani wiedzą, jak czasem gospodarować tak, by na rzeczy w danej chwili ich interesujące owego czasu wystarczyło). To bycie lepszym czyni Pana lepszym – tylko tyle i aż tyle.

    Uczułem, że Pański „wstęp do wstępu” choć po części odnosił się do mojego wczorajszego komentarza. Może sam tu zgrzeszę zbytnim zadufaniem, ale jeśli w istocie tak było, to zabolało Pana to samo, czym uderzył Pan niesprawiedliwie we wszystkich tych, których nawet żeś Pan nie uznał za stosowne poznać w stopniu minimalnym.
    A na koniec jeszcze jedno. Naucz się Pan wreszcie, że tego, co można policzyć jest „liczba”, a „ilość” jest tego, czego liczyć się nie da. Naucz się Pan i popraw w swej „pożal się Boże” recenzji, bo rażenie tak podstawowym brakiem językowym człekowi, który mieni się być doktorantem, literatem i Pambu raczy wiedzieć czym jeszcze po prostu nie przystoi.

    Posted by Rymbaba | 16 lutego, 2013, 1:23 am
  16. O ile sam argument żeby nie marnować w recenzji miejsca na listę komponentów i przytaczanie zasad gry do mnie trafia – uważam że takie suche informacje skuteczniej można znaleźć w instrukcji – o tyle ignorowanie tych niezwykle istotnych aspektów w kontekście recenzji gry jest kompletną pomyłką.

    W grze najważniejsze jest doświadczenie gracza w który w grę gra. To doświadczenie jest budowane przez fizyczną jakość i ilość komponentów oraz interakcję między graczami i grą którą warunkują zasady gry. Zasady to jest fundament gry… pomijanie tego aspektu byłoby kompletną głupotą…

    Nie chodzi mi o cytowanie konkretnych szczegółowych przepisów z instrukcji, tylko refleksję nad dynamiką która z tych przepisów wynika. Podobało mi się zwrócenie uwagi na tempo rozgrywki ale brakło konkretów. Dla osoby obeznanej opis „w każdej turze władca podziemi otrzymuje punkty które może rozdysponować na przyzywanie jednostek i zagrywanie kart wydarzeń niekorzystnych dla graczy. Gracze rozwijają swoje postacie sprawnie łupiąc loch, więc muszą się śpieszyć bo wojska władcy ciemności stale pojawiają się na planszy.” daje dużo lepsze pojęcie o tym co się w grze dzieje, niż „władca podziemi ma decyzje strategiczne”.

    Tekst opisuje grę, ale nie zwraca uwagi na to co w grze autorowi recenzji się podobało, a co nie. Brakuje mi też porównania do innych tytułów. Zwłaszcza w kontekście wyboru pomiędzy podobnymi tytułami jak np Claustrophobia, stara edycja Descent, Mansion of Madness czy DnD: Castle Ravenloft . Moim zdaniem są to bardzo istotne informacja.

    Zwłaszcza w kontekście zmian w stosunku do pierwszej edycji. Jak tekst jest dla laików to nie rozumiem po co rozwijać to tło historyczne. Jak dla bardziej doświadczonych graczy nie ma żadnych konkretów – co w nowej mechanice się udało a jakie aspekty gry na zmianach straciły.

    Jak tekst jest dla laików to brakuje takich informacji jak… czas rozgrywki, który dla nie znających tego typu gier może być sporym zaskoczeniem. I bardziej ogólnego przedstawienia co się w grze dzieje, a czego nie ma. (np tło fabularne jest potraktowana bardzo pobieżnie, a sercem gry jest efektywna współpraca bliska bardziej systemom bitewnym)

    Posted by Zephyr | 16 lutego, 2013, 10:53 pm
  17. No. Powietrze spuszczone, papatki, Emciu.

    Posted by Malutki_Kalmarek | 20 lutego, 2013, 9:40 pm
  18. Dbałość o czystość gatunkową mocno Cię ograniczyła. Powyższy tekst składa się w zasadzie ze wstępu i opinii, jednak po dwukrotnym przeczytaniu nie wiem co myśleć o opisywanej grze. Z recenzji dowiedziałem się, że jest to emocjonująca kooperacja wszyscy na jednego. Brak jednak określenia grupy docelowej. Czy ta gra mogłaby mi się spodobać? Czy jest skierowana do graczy zaawansowanych, czy początkujących, czy wręcz rodzin (ok, żartuję)? Optymalna liczba graczy? W jakim wariancie osobowym nie warto siadać do stołu? Jak wygląda model rozgrywki? Jakie podstawowe mechaniki zastosowano? Rodzaj interakcji? Cele graczy (wspólne/indywidualne)? Przybliżony czas partii w poszczególnych wariantach? Czy gra jest zależna językowo, a jeśli tak, to czy na rynku dostępna jest wersja polska? I przede wszystkim jakie wady dostrzegasz?

    Posted by kdsz | 24 lutego, 2013, 7:07 am

Trackbacks/Pingbacks

  1. Pingback: 10 lat GF: The best of planszówkowe flejmy & śmichy-chichy | GamesFanatic.pl - 2 czerwca, 2014

Dodaj komentarz

Odwiedzono mnie

  • 70 045 razy