Starocie

Najman

This tag is associated with 1 post

Jak Pudzian rozpierniczył Najmana i dlaczego pokochałem MMA

Ok, dałem się wciągnąć. A co gorsza – jakoś nie mam do siebie o to pretensji.

Mówię o walce Pudziana z Najmanem. Cały ten kramik śmieszył mnie od początku – oto koks ma stanąć naprzeciwko profesjonalnego boksera i udawać, że to MMA. Jak ktoś całe życie żarł chochlą, to się go łyżeczką jeść nie nauczy. Sytuacja wyglądała na przedziwnie głupią i rozdmuchaną – oto ktoś wpadł na pomysł, jak przyciągnąć polskiego widza do MMA. Bo, że K-1 na ten przykład polski widz ogląda – to jasne. Boks – to oczywiste. Więc wrzućmy na ring dwóch dobrze znanych gości, ważne, żeby każdy z nich był debiutantem i dzięki temu szanse będą w miarę równe, a potem zbierajmy spadającą z nieba kapustę.

Samo MMA nigdy mnie nie interesowało. Okrzyczane było jako ta dyscyplina walki, która najbardziej przypomina samą walkę, taką, jaką znamy z ulic – dziką, brutalną, bezprecedensową. To otwarta wojna, niesamowita dynamika itepe – gówno prawda. Dwóch dzikusów wchodzi na ring, macają się dwa razy po mordzie, a potem kochają się na macie – to tak w skrócie. Dla mnie nudy, to już koncert Edyty Górniak jest bardziej emocjonujący. Nie tego szukam w sporcie walki jako widz. Ja lubię, gdy latają kolana, jeden drugiego w bebech, a tamten mu w ryj, krew tryska z gęby, a pod okiem pojawia się nagle malowniczy siniak, twardy jak skała – ech, rozmarzyłem się… W MMA tego nie znajduję – tam niby chodzi o symulowanie realizmu, stąd ta cała walka w parterze, etc. Jednak mi to bardziej american wrestling przypomina. Takie sobie mizianie się mięśniaków dla szpanu – zero efektowności, którą tak szumnie zapowiadano. W sumie odpowiedziałem sam sobie – symulowanie walki, nie sama walka.

Choć nie powiem – widywało się wspaniałe, agresywne pojedynki. Niemniej każdy z nich był mniej lub bardziej oszukany – nie miałem wrażenia, że to bitwa uliczna, a jeśli już to bardzo ostrożna, zachowawcza. Testosteron mi nie buchał tak czy siak.

No i wreszcie zdarzył się cud. To jak w tym przysłowiu, że jeden na tysiąc nie wie, co to grawitacja i dlatego tylko on jest w stanie ją obalić. Przyjdzie szaleniec i zmieni świat, bo nie będzie wiedział, że nie da się zmienić niczego. To właśnie Pudzian, który w czterdzieści cztery sekundy (a imię moje czterdzieści i cztery cytując klasyka) rozpierdolił Najmana. Dosłownie – rozpierdolił. Innych słów na to nie znajduję.

Wydawać by się mogło, że to niemożliwe – rozwalić profesjonalnego boksera, gdy nigdy nie miało się styczności z zawodową sztuką walki. Na dodatek rozklepać go na ringu. A tu proszę – ojcze przenajświętszy kurwa eureka – Najman leży i kwiczy. A Pudzian co? A Pudzian prosi o brawa dla niego, że w ogóle odważył się stanąć naprzeciw. I to ten Pudzian, który poniewierał się w jakimś Tańcu z Gwiazdami, przerzucał oponę za oponą, gdyż wydawało mu się to piękne (a mnie żałosne). Za to na ringu z niebywałą mądrością najpierw okłada low-kickami nogi rywala, a później napierdala cepami mocnymi jak cholera.

Agresja, olbrzymia szybkość, dynamika – tym mnie kupił Pudzianowski. Testosteron z niego ociekał. Wystrzelił w jednej chwili, intuicyjnie, jak drapieżnik – najpierw spokojny, a potem przerażająco dziki. Zwycięstwem Najmana jest to, że nie poszczał się w portki. Ja bym się poszczał.

Oczywiście – krytycy już rzekli, że to była nie walka MMA, ale napierdalanka dwóch wieśniaków spod budki z piwem. Jasne, to prawda. Ale przecież właśnie o to chodzi – żeby nie było hamulców, żeby były igrzyska, opium dla mas i dla mnie. Nie chodzi o to, żeby symulować – symulują bokserzy i wrestlerzy – ale żeby się bić. A to Pudzianowski ma opanowane – widać, że na ulicy stoczył niejedną potyczkę. I dopiero teraz MMA nabrało dla mnie sensu.

Najpopularniejsze wpisy

Odwiedzono mnie

  • 70 034 razy